?
Data dodania: 2024-03-14 11:08:17 Planowana data wysłania: 2024-09-13 00:00:00
Chciałam zrobić to już dawno temu. Może ma być to forma ulżenia sobie, a może użalenia nad sobą. Zawsze zdawało mi się, że jestem poukładana, więc ten list też chciałbym napisać w taki sposób.
Praca. To chyba ta rzecz, która najbardziej mnie dołuje. Skończyłam studia z wyróżnieniem, zawsze byłam nauczona i przygotowana. Równo 3 tygodnie temu siedziałam w urzędzie pracy i czułam się okropnie, jak ostatni przegryw, chciało mi się po prostu płakać i było mi tak strasznie smutno i przykro. Ja, taka dobra studentka kończąca w pośredniaku. To było psychicznie upokarzające. Tak bardzo chciałabym mieć jakąkolwiek pracę, żeby mieć powód żeby wstać rano, żeby mieć swoje pieniądze, żeby mieć poczucie niezależności, żeby w końcu zacząć normalnie żyć. Tylko, że ja się tak bardzo tego boję. Ludzi, rekrutacji, tego, że nie będę umiała nic w tej pracy sama zrobić. Nie wiem jak ten strach pokonać. Boje się.
Miłość. Za niecałe 2 tygodnie minie 17 miesięcy odkąd jestem z P. Z jednej strony nigdy nie miałam tak dobrego czasu. To coś, o czymś nigdy nie marzyłam. Zawsze chciałam być sama. Nie wiem czy faktycznie tego chciałam czy od razu zakładałam, że nikt mnie nigdy nie pokocha. I zupełnym przypadkiem, a może w akcie desperacji (jego) pojawił się przy mnie. Dzięki niemu tyle rzeczy zrobiłam po raz pierwszy. [Chociaż tego 'najważniejszego' pierwszego rzau jeszcze nie było i nie wiem kiedy będzie. Nie umiem, boje się i nic nie wychodzi, tylko boli. Żałosne i dołujące, że nawet tego nie potrafię.] Dał mi jakiś inny wymiar sensu życia. Z drugiej strony dał mi kilka gorzkich pigułek do przełknięcia. Czasami były związane z tym, że powiedział mi prawdę prosto w oczy. Ale czasami nie wiem dlaczego zachowywał się w określony spsoób. Może mam beznadziejnie romantyczne wyobrażenie pewnych rzeczy, ale czułam się po prostu jakbym się wygłupiła i upokorzyła, kiedy nie odniósł się w żaden sposób do listu (mój "miłosny" list do niego, myślałam, że mu się spodoba, ale chyba trochę się przeliczyłam), który dałam mu na naszą pierwszą rocznicę. Denerwuje mnie jest kłótliwość, mała umiejętność przyznania się do błędu, łatwo go sprowokować. Wiem też, że jest jeszcze dużo rzeczy, których nie opowiedział mi o swoim życiu i z jednej strony tak bardzo chciałabym to wiedzieć, z drugiej strony boję się tego, co mogę usłyszeć i nie wiem czy to nie spowoduje, że będę go postrzegać w inny sposób. Czasem oglądam suknie ślubne i nagrania ze składania przysięgi małżeńskiej i chyba szczerze chciałabym z nim być w tym momencie, ale czasem mam poczucie, że to się nie uda i te różnice, które są między nami, są zbyt duże. A ja nigdy nie chciałabym się męczyć z kimś w swoim życiu, bo już przez to przechodziłam/przechodzę i wiem, że po prostu nie warto. Nie wiem jak skończymy, ale wiem, że teraz jest za wcześnie na jakiekolwiek poważne deklaracje.
Ja. Czuje się wrakiem. Chciałabym umrzeć, nie mam już siły. Zewnętrznie zdarza mi się jeszcze płakać (chociaż coraz częściej upadam już tak nisko, że nawet nie potrafię płakać), ale wewnętrznie najczęściej jest to wycie, stan całkowitego załamania i potrzeby odejścia, zakończenia tego cierpienia. Smutek, przygnębienie, załamanie tak bardzo mnie przygniatają, że nie mam już siły tego czuć. Jestem tylko zła na siebie, że nie umiem, boję się zabić. Ale ja zawsze wszystkiego się bałam, a teraz jestem nawet zbyt dużym tchórzem żeby się zabić, więc gorąco liczę na to, że los rozwiąże to za mnie. Nie ma o czym więcej pisać, po prostu chciałabym najbardziej na świecie umrzeć.
Relacje. Temat w zasadzie wymarły. Nie umiem żyć z innymi ludźmi. Jeśli chodzi o rodzinę, to chyba nie ma o czym pisać. Z J. też jest różnie. Otwarcie nic się nie dzieje, ale jest jakoś inaczej. Zbliżyłam się z P. To chyba dobrze. Za niecałe 3 miesiące ma się urodzić mała Z, za 3 tygodnie ślub P. i P. Nie wiem co czułam, kiedy dotknęłam jej brzucha, kiedy słyszałam bicie serduszka jakiegoś dziecka, kiedy słyszałam płacz nowonarodzonych dzieci w szpitalu. Chyba nic mnie nie porwało. Może zazdrościłam im tej miłości, jaką pewnie są otoczone. Taka lekka atmosfera tajemniczości, intymności, miłości, poświęcenia kobiet i czegoś zupełnie nieopisanego, co czuje się po narodzeniu dziecka. Chyba nigdy nie chciałabym mieć dzieci. Od zawsze tak mówiłam i jak do tej pory nie zmieniłam zdania. Nigdy nie dopuściłabym do tego, żeby jakieś niewinne dziecko musiało mieć taką matkę jak ja. To dziecko od samego początku byłoby obciążone mną. Nie byłabym dobrą matką, ani na początku ani później. Jestem samolubna, zimna, zamknięta i po prostu zła. A dziecko jest dobrem. Ale to chyba mnie nawet nie martwi. Przynajmniej nikogo już nie skrzywdzę.
A jeśli chodzi o F. to chyba nigdy go nie przebije. To on zawsze będzie tą osobą, z którą P. będzie mógł być prawdziwie sobą. Są dla siebie wystarczająco mądrzy i inteligentni, a ja nigdy nie przekroczę pewnej granicy. Ale chyba moja rola jest inna w jego życiu. Tylko mam poważne wątpliowści czy to ma przyszłość. Bo widzę i wiem, że F. chce od niego czegoś więcej, swego rodzaju oddania i dostępności. Zawsze będzie nas troje w tej relacji (np. wtedy, kiedy P. odbierał od niego telefon kiedy leżeliśmy razem w łóżku i fajnie byłoby gdyby w nim został. Albo kiedy byłam u niego na prawie tydzień i był w złym nastroju, a zaczął być radosny, tak prawdziwie po rozmowie z nim i kolejnym pogodzeniu. Auć. Nigdy nie będę wyżej od F., bez względu na to co mówi P. Jesteśmy na równi, chyba). Muszę pamiętać, żeby taktować F. z odpowiednim dystansem i ograniczonym zaufaniem, bo mamy chyba rozbieżne interesy i nie jesteśmy przyjaciółmi, ani nawet kolegami.
Mam tyle myśli w głowie, ale kompletnie nie umiem ich przepisać. Wiem tylko, że się boję, czuję się samotna, kompletnie bezwartościowa. P. kiedyś powiedział, że ja nie mam niskiego poczucia własnej wartości, tylko nie mam go w ogóle. Prawda.
Chciałabym umrzeć i podświadomie wierzę, że nie odczytam tego listu za pół roku. Jestem przegrywem w każdym aspekcie swojego życia. Mam nadzieję, że to się skończy, jak najszybciej. Moje życie jest przygnębiającą porażką.
M.
Napisaliście już: 16697 maili